„Oskarżonych nie było na miejscu napadu”? Za dwa tygodnie wyrok ws. napadu na konwojenta

  • 03.12.2024 22:32

  • Aktualizacja: 22:39 03.12.2024

Nie ma wątpliwości, że oskarżonych nie było na miejscu napadu. Jednak Andrzej J. odegrał w nim swoją rolę podobnie jak Wojciech W. — powiedział w mowie końcowej prokurator Jan Sadowski. Dziś zakończył się proces dwóch oskarżonych o udział w napadzie na konwojenta, podczas którego zrabowano blisko 3 mln zł. Prokurator żąda dla Andrzeja J. kary 8,5 roku więzienia, a dla Wojciecha W. 4 lat. Wyrok zapadnie 17 grudnia.

Przed płockim sądem rejonowym zakończył się proces dwóch oskarżonych o udział w napadzie na konwojenta, podczas którego zrabowano blisko 3 mln zł.

Prokurator żąda dla Andrzeja J. kary 8,5 roku więzienia, dla Wojciecha W. 4 lat. Adwokaci oskarżonych wnoszą o uniewinnienie.

Nie ma wątpliwości, że oskarżonych nie było na miejscu napadu. Jednak  Andrzej J. odegrał w nim swoją rolę podobnie jak Wojciech W. — powiedział w mowie końcowej prokurator Jan Sadowski. — Jest winny udziału w napadzie dokonanym na terenie DPD w ramach podziału ról. Ja nie twierdzę, że był w chwili zdarzenia na terenie DPD. Te osoby, na ile można było je na monitoringu zidentyfikować, nie odpowiadają opisom. Nawet z figur wynika, że to nie są te osoby — dodał.

Pełnomocnicy Andrzeja J. uważają, że nie ma dowodów na jego udział w przygotowaniu i przeprowadzeniu napadu.

Wojciech W. natomiast nieświadomie miał przyczynić się do przeprowadzenia napadu, kupując samochody użyte później do przestępstwa. Jego adwokat także wniósł o uniewinnienie.

Wyrok zapadnie 17 grudnia. Do napadu doszło w grudniu 2021 roku na ul. Kutnowskiej w Płocku. 

Napad na konwojenta

Według aktu oskarżenia, Andrzej J., 20 grudnia 2021 r. w Płocku wspólnie i w porozumieniu z Wojciechem W. oraz innymi, nieustalonymi dotąd osobami, w ramach podziału ról, przy użyciu paralizatora i gazu łzawiącego, obezwładnił konwojenta, po czym zrabował ponad 2,8 mln zł, pochodzące z utargów różnych firm.

Z kolei Wojciech W. odpowiada za to, że działając w zamiarze, aby inne osoby dokonały napadu rabunkowego, kupił 12 października 2021 r. renault lagunę, a 23 listopada 2021 r. renault kangoo, czym miał ułatwić Andrzejowi J. oraz innym nieustalonym osobom popełnienie przestępstwa.

Śledztwo w tej sprawie prowadziła i sporządziła akt oskarżenia Prokuratura Okręgowa w Płocku. Ustaliła m.in., że po napadzie na konwojenta na peryferiach Płocka i kradzieży pieniędzy napastnicy odjechali z miejsce przestępstwa samochodem dostawczym renault kangoo, a kilka ulic dalej porzucili i podpalili to auto. Dwóch podejrzanych zatrzymano w marcu 2022 r. Część zrabowanych pieniędzy odzyskano.

„Nie potrzebuję napadać na ludzi”

W trakcie śledztwa Andrzej J. twierdził, że w czasie, gdy doszło do napadu przebywał w Hiszpanii, natomiast pieniądze, które zostały znalezione pod podłogą domu na jego działce - 430 tys. zł - ukrył tam przed żoną, przy czym pochodziły one m.in. od jego rodziców. Odnosząc się do banderol od skradzionych banknotów, które także znaleziono na jego posesji, sugerował, że dostęp do działki mogły mieć inne, postronne osoby. Zarzut napadu i rabunku ocenił jako niedorzeczność. Wskazywał, że prowadził działalność gospodarczą, był prezesem kilku spółek, w tym za granicą.

„Nie potrzebuję napadać na ludzi” - mówił w śledztwie Andrzej J. Wszystkie te wyjaśnienia, także dotyczące 30-letniej znajomości z Wojciechem W., potwierdził przed sądem, gdy ruszał proces.

Wtedy też Wojciech W. tłumaczył, że przyznaje się jedynie do sprowadzenia samochodów - renault laguny z Warszawy i renault kangoo z Piotrkowa Kujawskiego, w obu przypadkach do Płocka. Zastrzegł przy tym, iż nie miał wówczas świadomości, że będą one wykorzystane do napadu.

Mówił, że przewidywał, iż oba auta mogą posłużyć do „przerzutu papierosów”. Wyjaśniał, że zakupu samochodów dokonał na zlecenie i za pieniądze dwóch obywateli Ukrainy, których nazwisk nie pamięta.

Miało być to zadośćuczynienie za niespłacony dług, przy czym powodem była też obawa, że odmowa może być niebezpieczna dla niego i jego rodziny. Wojciech W. twierdził też, od tych samych obywateli Ukrainy za „bardzo dobrze wykonane zadanie” - sprowadzenie samochodów - otrzymał potem 30 lub 40 tys. zł z banderolami. Według niego, była to także kwota za „załatwienie czegoś - coś tam było nielegalnego”.

Składając te wyjaśnienia Wojciech W. wielokrotnie podkreślał, że od lat jest alkoholikiem. Zapewniał jednocześnie, że zeznaje prawdę.

Według niego, banderole od banknotów znalezione na posesji Andrzeja J., nie pochodziły ze skradzionej gotówki. Wojciech W. tłumaczył na początku procesu, że przez pewien czas mieszkał w domu na działce Andrzeja J. i tam właśnie próbował spalić banderole z banknotów, które otrzymał od obywateli Ukrainy.

„Cała ta sytuacja jest przeze mnie” - podkreślał Wojciech W. „Narobiłem po prostu szkody, bo Andrzej, mój kolega - wprawdzie teraz jesteśmy pokłóceni - niewinnie siedział rok” - relacjonował m.in., nawiązując do tymczasowego aresztowania Andrzeja J., od którego następnie odstąpiono, stosując poręczenie majątkowe.

Czytaj też: Były proboszcz parafii w Płocku zatrzymany przez CBA. Chodzi o fikcyjne darowizny

Źródło:

RDC

Autor:

Katarzyna Piórkowska/DJ

Kategorie: