Wiadomości
Udostępnij:
Wir kosmiczny na polskim niebie. Ekspert tłumaczy pochodzenie zjawiska
-
25.03.2025 12:16
-
Aktualizacja: 12:15 25.03.2025
Niebieskawy okrąg przypominający wir można było zobaczyć w poniedziałek ok. godz. 21:00 na polskim niebie. Jak się okazało, był to zrzut paliwa ze zbiorników drugiego stopnia rakiety Falcon 9. O tym, jak powstało to spektakularne zjawisko mówił w Polskim Radiu RDC popularyzator astronomii Karol Wójcicki.
Tuż po godz. 21 w poniedziałek na polskim niebie dało się zaobserwować niezwykłe zjawisko: niebieskawy, połyskujący okrąg przypominający wir.
Jak się okazało, spektakularna figura powstała w wyniku zrzutu paliwa rakietowego. Substancja wydobyła się ze zbiorników Falcona 9 firmy SpaceX.
– Gazy rozprężające się w próżni kosmicznej były podświetlane przez Słońce znajdujące się płytko pod horyzontem, a efekt wirującej rakiety nadał temu wszystkiemu kształt takiego kosmicznego wiru, co też mogliśmy zobaczyć na naszym niebie – mówi popularyzator astronomii, autor bloga „Z głową w gwiazdach” Karol Wójcicki.
Co ważne, taki zrzut paliwa nie jest w żaden sposób niebezpieczny dla ludzi, gdyż paliwo jest rozpraszane na „gigantyczną przestrzeń” wysoko, 300–400 km ponad granicą atmosfery w formie gazu, „ale nawet gdyby te cząsteczki paliwa wchodziły w atmosferę, to z tak dużą prędkością, że by się momentalnie spaliły”.
Falcon 9 – tajna misja
W poniedziałek o godz. 18:48 czasu polskiego, z kompleksu startowego SLC-40 na Cape Canaveral Space Force Station na Florydzie, z tajną misją NROL-69 – na zlecenie Narodowego Biura Rozpoznania (NRO) – wystartowała rakieta Falcon 9 firmy SpaceX.
Misja NROL-69 miała na celu umieszczenie na orbicie satelity USA-498, którego dokładne przeznaczenie pozostaje tajne ze względu na wojskowy charakter ładunku.
Po zakończeniu fazy wynoszenia pierwszy stopień rakiety Falcon 9 powrócił na Ziemię, lądując na Landing Zone 1 na Cape Canaveral, co było jego drugim udanym lotem – wcześniej wspierał misję Starlink. Przelot rakiety był widoczny na niebie nad Polską. Podczas drugiego przelotu nad naszym krajem, drugi stopień Falcona 9 dokonał zrzutu paliwa przed planowaną deorbitacją.
– Jego orbita była ustawiona w taki sposób, że podczas pierwszego przelotu przelatywał nad centralną Europą, a podczas drugiego przelotu, do którego doszło krótko po 21, przelatywał trochę bardziej nad wschodnią Europą – powiedział PAP Wójcicki.
Wyjaśnił, że podczas planowanej deorbitacji, zanim drugi stopień rakiety wejdzie w atmosferę i spłonie, często dochodzi do zrzutu resztek paliwa. Dzieje się to już w przestrzeni kosmicznej – kilkaset kilometrów nad Ziemią – gdzie nie ma powietrza, więc wyrzucone gazy nie rozpraszają się chaotycznie, lecz tworzą symetryczne struktury.
Wskazał również, że jeśli rakieta obraca się wokół własnej osi (co jest często celowe, by ustabilizować lot), wypuszczane z dysz paliwo układa się w kształt spirali lub wiru, przypominający świetlistą galaktykę. – Taka chmura, podświetlona przez Słońce znajdujące się jeszcze pod horyzontem, może wyglądać naprawdę spektakularnie – zauważył.
Rakiety w ziemskiej atmosferze
Karol Wójcicki podał, że w ubiegłym roku można było zaobserwować taki widok na polskim niebie trzy razy: dwa razy w przypadku rakiety Falcon 9, a raz w przypadku rakiety Ariane 6, europejskiej rakiety, która miała swój debiutancki lot. – Polowałem dosłownie kilkanaście dni temu na zjawisko kosmicznego wiru, gdy inny Falcon 9 startował, wtedy niestety warunki okazały się nie do końca sprzyjające – podał ekspert.
Przyznał, że dzisiejszy widok trochę go zaskoczył z uwagi na to, że „SpaceX ewidentnie skraca do minimum czas przebywania na orbicie drugiego stopnia swoich rakiet”. Wskazał, że to już jest kolejny raz, kiedy już na drugim okrążeniu po starcie zrzut paliwa następuje, a potem są odpalane silniki i rakieta jest deorbitowana. Co – jak dodał – oczywiście jest jak najbardziej pożądane i tego elementu właśnie zabrakło w lutym, kiedy szczątki Falcona 9 spadły na Polskę po dwóch tygodniach krążenia.
Wójcicki podał, że po deorbitacji drugi człon rakiety jest całkowicie niszczony, natomiast pierwszy może być używany wielokrotnie.
– Te pierwsze człony mniej więcej w 8–10 minut po starcie powracają na Ziemię i lądują na pływającej po Oceanie Atlantyckim barce – wyjaśnił. Z kolei drugi człon umieszcza na prawidłowej orbicie ładunek, a następnie jest z niej spychany „właśnie po to, żeby nie był później śmieciem kosmicznym, nikomu nie przeszkadzał, nikomu nie wyrządził krzywdy”.
Jak zaznaczył, dla bezpieczeństwa robi się to zazwyczaj nad oceanami, aby, jeśli coś się nie spali w atmosferze, tak, jak miało to miejsce w lutym, spadło do wody, a nie „ludziom na głowy”. – A widzieliśmy, że te zbiorniki ciśnieniowe na hel mogą przetrwać wejście w atmosferę – wskazał Wójcicki.
19 lutego przed godziną piątą rano nad Polską w niekontrolowany sposób w atmosferę wszedł człon rakiety Falcon 9 R/B firmy SpaceX. Człon rakiety o masie ok. 4 ton pochodził z misji SpaceX Starlink Group 11-4, która 1 lutego wystartowała z bazy lotniczej w Kalifornii.
Czytaj też: Budynek dawnej kasy biletowej EKD w Pruszkowie wpisany do rejestru zabytków
Źródło:
Autor:
Miłosz Kuter/PA